Wczesnym rankiem, 8 lipca br. w 445-kilometrowy ultramaraton niebieskim szlakiem, który swój początek ma obok dworca PKP w Grybowa, wyruszył 27-letni Paweł Pabian z Krasnego. Tuż przed startem, zaplanowanym na godzinę 4:30 powodzenia życzył mu burmistrz Grybowa Paweł Fyda.
– Pragnę życzyć mu szczęśliwego powrotu do domu oraz niezapomnianych wrażeń z całego niebieskiego karpackiego szlaku – mówił tuż przed startem burmistrz Grybowa Paweł Fyda. – Około 450 kilometrów to nie lada wyzwanie, Pan Paweł zapowiadał że ukończy go w 150 godzin, dlatego życzę mu powodzenia i oby wrażenia z Grybowa i naszych okolic na długo pozostały w pamięci.
Szlak niebieski, jest jednym z najdłuższych w Polsce. Swój początek ma w Grybowie, natomiast kończy się w Białej pod Rzeszowem.
– Jest to drugi co długości szlak turystyczny w Polsce, po głównym szlaku beskidzkim czerwonym – tłumaczy Paweł Pabian, który podjął niebieskie wyzwanie, bo tak nazwał swoje przedsięwzięcie. – Cała inicjatywa wzięła się stąd, że raz do roku stawiam sobie pewne wyzwanie. Propozycje były dwie, albo dostać się na jakiś siedmio-tysięcznik, albo zrobić coś tutaj w Beskidach. Za sprawą sugestii żony, wybrałem tą drugą opcję bo jednak wysokie góry są bardziej niebezpieczne. Jest to moja i pasja i moje życie. Jak widać, po mojej odznace mam uprawnienia jako przewodnik beskidzki, a Beskid Niski jest moim ulubionym pasmem górskim. Przez Grybów wielokrotnie przejeżdżałem lub zatrzymywałem się, tak więc nie są to dla mnie miejsca obce. Czas jaki sobie zakładam to 150 godzin i chciałbym pokonać tą trasę najszybciej w historii. Chcę zwrócić uwagę nie tylko ultra maratończyków ale również turystów w stronę niebieskiego szlaku, zwłaszcza odcinka przygranicznego i pogórza.
Cały, jakże ciekawy opis wędrówki po niebieskim szlaku znajdziecie na profilu: facebook.com/niebieskiewyzwanie. Wśród bogatych opisów, nie zabraknie wrażeń ze spotkania z dziką zwierzyną jak i pokonywaniu słabości związanych z trudami marszu.
Jak się z niego dowiadujemy Panu Pawłowi udało się dotrzeć do Białej po 164 godzinach. Tak podsumował swoje wyzwanie: – Licząc ciągłą samotność na szlaku, upały w Bieszczadach, męka z szukaniem na szlaku na pogórzach plus deszcze to tak, jestem CAŁKOWICIE SPEŁNIONY! Uznaje to za życiowy sukces i zrobiłem to totalnie ponad siebie i moje możliwości, jakie przypuszczałem że mam. Działo się wszystko co można w górach spotkać, były momenty skrajne i mrożące krew w żyłach. Tylko w mojej pamięci… Mam nadzieje, że na niejednej prelekcji będę mógł się wrażeniami podzielić. Tyle historii, głowa mała!
fot. Mateusz Książkiewicz