Zapaleni miłośnicy jednośladów, ale i sporej dawki adrenaliny, zrzeszeni w Grybowskiej Grupy Rowerowej pokonali jedną z bardziej niebezpiecznych tras na świecie. Mowa o Death Road w Boliwii, czyli Yungas Road znanej też jako El Camino de la Muerte liczącej ok. 64 km długości. Jak się okazuje, zjeżdżając, też można się konkretnie zmęczyć. Dość napisać, że różnica wysokości to 3400 m!
Jak mówi nam Marzena Grybel, mieszkanka Ptaszkowej, uczestniczka tej ekstremalnej wyprawy rowerowej do Ameryki Południowej (wraz z grupą znajomych), po drodze trzeba było zmierzyć się z mnóstwem zakrętów czy stromymi zjazdami, a niepokój mogła już budzić sama nazwa trasy.
– Jako pasjonatka jazdy na rowerze, nie mogłam ominąć Drogi Śmierci, która jest opisywana jako najbardziej ekscytująca trasa rowerowa na świecie. Sama jej nazwa nie brzmi zachęcająco, zwłaszcza dla osoby, która unika brawury i boi się przepaści. Poczytałam jednak o tej trasie, pooglądałam filmiki i uwierzyłam, że skoro kiedyś jeździły tam samochody to i ja na rowerze jakoś tam się zmieszczę – uśmiecha się nasza rozmówczyni.
Jak dodaje, nie obyło się oczywiście bez lęku przed takim wyzwaniem.
– Miałam bardzo duże obawy, czy aby przypadkiem strach i widok przepaści mnie nie sparaliżuje. Ci co mnie znają, wiedzą że boję się wysokości i szybkich zjazdów po nieutwardzonej drodze. Ale… nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała – nie ukrywa.
Trasa faktycznie okazała się bardzo wymagająca. Mimo tego że cały czas prowadzi ona w dół, to dobrze jest mieć doświadczenie.
– Długie zjazdy po kamieniach i nieutwardzonej drodze, często mokrej od strumieni i wodospadów, wymagają ciągłego skoncentrowania i dużo siły – szczególnie mocnych rąk. Jest tam mnóstwo przepaści ciągnących się wzdłuż, które uniemożliwiają robienie zdjęć więc te które mamy są z bardziej łagodnych odcinków, a szkoda, bo widoki zapierały dech w piersiach – wspomina Pani Marzena.
Przejazd Drogą Śmierci to wycieczka organizowana przez lokalne biura podróży.
– Zjazd jest pilotowany przez doświadczone osoby, a grupie towarzyszy bus, który w razie potrzeby zabiera te osoby, które przeliczyły swoje możliwości, a było takich sporo. Dlatego tym bardziej jestem dumna z siebie, że zrobiłam to! Byliśmy bardzo podekscytowani widokami i czasem spędzonym w tym miejscu. Wiemy, że gdyby nadarzyła się okazja wrócić do Boliwii, spróbowalibyśmy pokonać tą trasę jeszcze raz i dodatkowo też w przeciwnym kierunku – do góry, bo… trzeba mieć marzenia – podsumowuje rowerzystka.
Tekst: Remigiusz Szurek (Regionalny Portal Informacyjny Grybów24.pl)
Zdjęcia: Marzena Grybel (archiwum prywatne)
FOTOKRONIKA
Pełna FotoKronika wydarzenia dostępna na stronie Grybów24.pl